Kozak uderzył mnie nahajką z całego rozmachu — i powalił mnie na trotuar, ale w tej samej chwili podniosłem się i pozostałem na miejscu. W ów moment nieopisanego entuzjazmu nie czułem najmniejszego bólu i dopiero późno wieczór poczułem, że mnie jednak plecy porządnie bolą...
Warszawa, 26 kwietnia
„Czerwony Sztandar”, nr 6, VI 1903, [cyt. za:] Socjaldemokracja Królestwa Polskiego i Litwy. Materiały i dokumenty, t. 2, 1902–1903, red. Feliks Tych, Warszawa 1962.
Koło godz[iny] 5 na ul. Marszałkowską poczęły napływać grupy dość niezwykłych, jak dla tej pierwszorzędnej ulicy Warszawy „spacerowiczów”: robotnicy polscy i żydowscy z żonami, siostrami [...].
Koło godziny 6, niedaleko rogu Świętokrzyskiej skupiła się garstka demonstrujących, jednak nieliczna jeszcze. Ale zwróciło to uwagę bliżej znajdujących się osób i w tejże chwili rozbiegła się gawiedź i dziesiątki osób nie mających nic wspólnego z demonstracją, uciekając we wszystkie strony, byle dalej... od demonstrujących. Ci, skupiwszy się w większej liczbie, z okrzykami rewolucyjnymi: „Precz z caratem!”, „Niech żyje 8-godzinny dzień roboczy!”, „Niech żyje socjalizm!”, „Precz z militaryzmem!” — ruszyli w stronę Świętokrzyskiej, wywieszając jednocześnie sztandar, na którym widniały napisy srebrnymi literami — z jednej strony po polsku, z drugiej w żargonie. Grupa liczyła w tej chwili zapewne nie więcej jak 250 osób; skupiło się jednak wkrótce koło niej znacznie więcej demonstrujących i ruszono dalej z okrzykami rewolucyjnymi. Po chwili wyrzucono w górę drugi sztandar: piękna czerwona wstęga jedwabna z napisem: „Niech żyje święto robotnicze!”, „Precz z caratem!”. Zadrżało w powietrzu od okrzyków rewolucyjnych, na podobieństwo przedśmiertnego znaku caratowi. Demonstranci z okrzykami kierowali się w stronę ul. Świętokrzyskiej, ale zawrócili w stronę Ogrodu, po paru minutach jednak skierowano się znów w stronę Alei Jerozolimskiej.
Teraz demonstranci stanowili już tłum tysięczny, posuwający się w dość karnych szeregach około 15 minut, gdy nagle od strony Świętokrzyskiej natarli nań kozacy. Tłum demonstrujących szybko się podzielił i rozproszył i w chwilę potem na placu boju panowali już... kozacy. [...]
Rozpoczęło się tratowanie ludzi pod kopytami, bicie nahajkami i pałaszami, jednym słowem — znęcanie się, do jakiego jest zdolna tylko dzikość azjatyckiej tłuszczy w usługach caratu. Demonstranci bronili się kijami, niektórzy nożami. Zatrzymanych wepchnięto na podwórze domu na rogu ul. Świętokrzyskiej, skąd wszystkich (nawet i mieszkańców domu, którzy się w owej chwili przypadkiem na podwórzu znaleźli) po zapisaniu nazwisk i dokonaniu ścisłej rewizji osobistej przeprowadzono po czterech przeszło godzinach na podwórze domu nr 145, gdzie zgromadzono już wszystkich zatrzymanych na ulicy z jednej strony i oprawców z drugiej — kozaków, policję, żandarmów. [...]
Po godz[inie] 11 wszystkich 42 aresztowanych, otoczonych kordonem kozaków konnych i żandarmów, dostawiono do cyrkułu na Twardej ulicy, skąd już transportowano ich dalej do Pawiaka i ratusza.
Warszawa, 26 kwietnia
„Czerwony Sztandar”, nr 6, z kwietnia 1903, [cyt. za:] Socjaldemokracja Królestwa Polskiego i Litwy. Materiały i dokumenty, t. 2, 1902–1903, red. Feliks Tych, Warszawa 1962.
Nasza demonstracja miała przebieg wspaniały, nieoczekiwany nawet. Tłum był olbrzymi. I oto spośród nieprzeliczonego tłumu, zebranego koło Zielonego placu, wydziela się przeszło 1000 prawdziwych demonstrantów: szykuje się pochód. Rozlegają się pieśni rewolucyjne. Nad głowami tłumu, wzniesione silnymi dłońmi, ukazują się dwa czerwone sztandary: 1. Socjalnej Demokracji Królestwa Polskiego i Litwy oraz 2. Bundu. Pochód rusza przy śpiewie „Czerwonego sztandaru” i przy okrzykach: „Precz z absolutyzmem!”, „Niech żyje wolność!”, „Niech żyje 8-godzinny dzień roboczy!”, „Niech żyje rewolucja socjalna!”. Sztandary nasze powiewały przeszło godzinę, ku wściekłości policji i kozaków, którzy nie mogli ich zdobyć. Demonstranci cztery razy przeszli po Marszałkowskiej, od Erywańskiej [dzisiaj Kredytowa] do Świętokrzyskiej. Nareszcie kozakom udało się rozbić tłum demonstrujących towarzyszy. Wtedy część ich (około 250) ruszyła demonstracyjnie ku Pawiakowi i tam dalej demonstrowała razem z towarzyszami, którzy przybiegli z innych dzielnic pobliskich. [...]
Nasze sztandary ocalały pomimo wielokrotnych szturmów sług carskich. Nasz chorąży i Bundu byli otoczeni takim tłumem demonstrantów, że policja i kozacy nie mieli do nich przystępu. Obaj chorążowie dzięki oporowi demonstrantów również wyszli cało, nie zostali aresztowani.
W niektórych miejscach między naszymi demonstrantami a policją i kozakami toczyła się zażarta bójka. Część towarzyszy była na wszelki wypadek uzbrojona. Policja i kozacy nie liczyli na taki opór, co zahamowało trochę ich dzikie zapędy, choć zażarcie bito z jednej i drugiej strony. [...]
Nie było tam ani robotników żydowskich, ani polskich, lecz była to jedna masa robotników socjalistów, połączonych braterstwem na polu walki przeciw absolutyzmowi i kapitalizmowi, bez różnicy pochodzenia. Braterstwo uciskanych i wyzyskiwanych, walczących jak jeden mąż przeciwko uciskowi i wyzyskowi. Było też sporo socjalistycznej młodzieży różnych zakładów naukowych. Młoda inteligencja zbratała się również na polu walki ze zbratanymi robotnikami polskiego i żydowskiego pochodzenia. [...]
Ponury dzień dla caratu, wspaniały dzień dla bliskiego tryumfu wolności politycznej i socjalizmu!
Warszawa, 26 kwietnia
Socjaldemokracja Królestwa Polskiego i Litwy. Materiały i dokumenty, red. Feliks Tych, t. II, 1902–1903, Warszawa 1962.
U nas święto majowe odbyło się w tym roku po raz pierwszy. Świętowaliśmy wszyscy. Dnia tego odbyło się wielkie zgromadzenie demonstracyjne w pobliskim lesie, w którym brało dział kilkuset robotników. Po zgromadzeniu urządziliśmy pochód ze śpiewem i okrzykami: „Niech żyje międzynarodowy socjalizm!”, „Niech żyje 1 Maja!”, „Precz z caratem!”. W dniu tym rozrzucone były odezwy Głównego Zarządu SDKPiL.
Krynki, k. Białegostoku, 1 maja
„Czerwony Sztandar” nr 7, z lipca 1903, [cyt. za:] Socjaldemokracja Królestwa Polskiego i Litwy. Materiały i dokumenty, t. 2, 1902–1903, red. Feliks Tych, Warszawa 1962.
Od samego rana w dzień święta robotniczego główne ulice zapełnione były spacerującymi, odświętnie ubranymi robotnikami. Policja prowokowała robotników i naturalnie nie obeszło się bez utarczek. Postanowiliśmy w tym dniu nie urządzać jeszcze demonstracji, a bezrobociem zamanifestować swą solidarność z międzynarodowym proletariatem socjalistycznym, swą gotowość do walki świadomej z despotyzmem i kapitalizmem. W mieście był popłoch ogromny, wojsko było przygotowane w koszarach i w każdej chwili gotowe zabijać i zamęczać tych ludzi, co walczą o równość i sprawiedliwość dla każdego uciemiężonego i wyzyskiwanego; policjanci jak psy latali po całym mieście, węsząc „bunt”. W dniu samym święta udało się nam jednak rozrzucić odezwy Głównego Zarządu SDKPiL w ilości 3000 egzempl[arzy], co do reszty odebrało policjantom spokój: sądzili, wystraszeni, że zbliża się już koniec ich panowania. Jeden z prystawów [komisarz policji] tak się odezwał: „Dwie noce nie spaliśmy — wytrzymaliśmy, a trzeciej nocy bez snu nie wytrzymamy, a oni bunt urządzą, źle z nami!”. Nie sprawdził się jednak strach ich na razie, nie wszyscy jeszcze robotnicy nasi są uświadomieni, nie mogliśmy jeszcze otwarcie wystąpić, lecz chwila już się zbliża, gdy cały lud roboczy powstanie jak jeden mąż [...].
Białystok, 1 maja
„Czerwony Sztandar” nr 7, z lipca 1903, [cyt. za:] Socjaldemokracja Królestwa Polskiego i Litwy. Materiały i dokumenty, t. 2, 1902–1903, red. Feliks Tych, Warszawa 1962.
W lesie odbyło się masowe zebranie, na którym obecnych było około 3000 robotników. Po zebraniu robotnicy postanowili urządzić demonstracyjny pochód przez miasto. Udało się im to najzupełniej. Policja nic o tym nie wiedziała. Robotnicy, utworzywszy szeregi po 5 osób, długim pochodem przeszli przez najgłówniejsze ulice, z rewolucyjnymi okrzykami i śpiewem. Zapał był ogromny. Ze wszystkich domów wychodzili mieszkańcy patrzeć na tę wspaniałą demonstrację. Policjanci bali się podejść i chowali się. Wreszcie przyjechał policmajster z większą ilością policji, lecz było za późno. Demonstranci już się rozeszli.
Białystok, 2 czerwca
„Czerwony Sztandar” nr 7, z lipca 1903, [cyt. za:] Socjaldemokracja Królestwa Polskiego i Litwy. Materiały i dokumenty, t. 2, 1902–1903, red. Feliks Tych, Warszawa 1962.
Pamiętam, z jakim zdenerwowaniem spoglądałam w kościele co chwila na zegarek i jak nieznośnie powoli posuwały się wskazówki. [...] Cała uwaga była skierowana na to, co ma się stać. Nareszcie padły słowa: „Ite, missa est” i ludzie poczęli wychodzić z kościoła. [...] Nagle na ulicy zabrzmiały wystrzały, Czerwony Sztandar oraz Warszawianka. Prawie jednocześnie doleciał do mych uszu odgłos kopyt końskich. Widocznie kawaleria szarżowała na pochód. Kościół na nowo napełniał się ludźmi. Wtem wielkie odrzwia kościoła z łoskotem zamknięto. Spojrzałam przez ramię — przy wejściu stała policja. Za chwilę usłyszałam kroki tuż przy sobie, ktoś ukląkł i zobaczyłem znajomą twarz — był to młody doktor, towarzysz z PPS, Żandr. Położył dwa rewolwery obok mnie na ławce i szepnął: „Schowajcie szybko”. Odszedł, zanim zdążyłam mu odpowiedzieć.
Pozostałam przez chwilę w tej samej pozycji, z głową w dłoniach, nachylona, niby to w rozmodleniu, a w rzeczywistości nie wiedząc, co dalej robić. Spojrzałam z ukosa w stronę drzwi — policja rewidowała każdego przy wyjściu. Nie ma więc nadziei na zabranie broni ze sobą [...]. Obok stał ciężki, staroświecki klęcznik. Zasłaniając rewolwery fałdami sukni, wsunęłam je szybko pod klęcznik; było mało prawdopodobne, aby ktoś go kiedykolwiek ruszał. Przy wyjściu zrewidowano mnie; w następnej chwili byłam już na ulicy. Plac Grzybowski był zupełnie pusty; kilkanaście ciał leżało na bruku. […] Nazajutrz wróciłam do kościoła i zabrałam rewolwery.
Manifestacja na placu Grzybowskim, choć zakończona tragicznie, miała o wiele większe znaczenie niż się spodziewano. Rząd rosyjski, zaalarmowany tym pierwszym od 1863 roku zorganizowanym wystąpieniem Polaków z użyciem broni i uwikłany w ciężką wojnę na Dalekim Wschodzie, nie miał zamiaru stwarzać sobie drugiego frontu w Polsce.
Warszawa, 13 listopada
Aleksandra Piłsudska, Wspomnienia, Londyn 1985.
Z ogromnym zaniepokojeniem stwierdzamy, że ostatnio w niektórych wydaniach prasy litewskojęzycznej („Kalba Vilnius”, „Tarybinis Mokytojas”, „Literatūra Ir Menas” i niektórych innych) toczy się kampania antypolska. Dostęp na łamy najbardziej poczytnych periodyków uzyskali ludzie nieodpowiedzialni, którzy dalecy są od chęci zrozumienia wzajemnego, tolerancji, dążenia do dialogu i konsolidacji, ludzie lansujący pseudonaukowe teorie pochodzenia Polaków na Litwie i negujący ich podstawowe prawa jako odrębnej grupy etnicznej. Publikacje takie wyrządzają ogromną szkodę, rozpalają waśnie litewsko-polskie, uniemożliwiają wzajemne zrozumienie potrzeb i poparcie dla słusznych dążeń Litwinów i Polaków mieszkających na Litwie.
Niepokojem napawa też fakt, że w społeczeństwie litewskim nikt się dotychczas nie zdobył na publiczne potępienie oszczerczych wypadów, nie rozległ się głos nawołujący do rozsądku, taktu i umiaru. Natomiast dla autorów Polaków zamieszczenie w prasie litewskiej publikacji na tematy zasadnicze, dotyczące naszych problemów, było dotychczas prawie niemożliwe.
Jedyną trybuną, z której możemy mówić o naszych sprawach, jest dziennik „Czerwony Sztandar”. Jednak bodaj każda polemika z podobnego rodzaju nieodpowiedzialnymi wystąpieniami, w sposób taktowny i spokojny poruszająca tematy stosunków narodowościowych, życia Polaków na Litwie, naszych problemów i potrzeb, jest określana we wspomnianych organach prasowych jako podżegająca i antylitewska. Listy przeciwko „Czerwonemu Sztandarowi” do najwyższych władz Republiki, żądania zlikwidowania gazety, wrogie wobec niej akcje noszą znamiona zorganizowanej i skoordynowanej kampanii.
Żądamy położenia kresu antypolskim akcjom w prasie. Żądamy obrony polskojęzycznej gazety „Czerwony Sztandar” przed napadami nieodpowiedzialnych elementów w tym trudnym okresie odrodzenia. Zwracamy się do władz Republiki o publiczne ustosunkowanie się do nich. Prasa powinna być obiektywna we wszystkim. Również w naświetlaniu nurtujących dziś wszystkich problemów narodowościowych.
Wilno, Litwa, 16 kwietnia
Dokumenty Związku Polaków na Litwie 1988–1998, red. Jan Sienkiewicz, Wilno 2003.